Od kilku tygodni smak na mocno czekoladowe ciasto wręcz torturował moje myśli, ale nie miałam już ochoty na znajome mi „murzynki”. Szukałam w sobie pomysłu na jakiś inny przepis, który gwarantowałby smak głęboko czekoladowy, prawie jak suflet. W tym czasie wypróbowywałam też przepisy na inne wersje ciasta bananowego (też z czekoladą ;)) i pewnie pisałabym dzisiaj o nim, gdyby nie fakt, że ostatni wypiek, poza tym, że bym przepyszny, to tradycyjnie musiał okazać się zakalcem… To przez moją zachłanność na banany, których w nadmiarze żadna rozsądna ilość proszku do pieczenia nie ma mocy podnieść…
Przepisem na bananowe, jakiego chyba jeszcze nie piekliście, podzielę się, jak tylko upiekę je kolejny raz, na co jesienio-zimą długo czekać nie trzeba. Przedostatni wypiek z nowego przepisu wyszedł genialnie, ale wtedy nie byłam w nastroju do fotografowania, więc tak jakość wyszło, że nie mam „od ręki” materiału zdjęciowego, którym mogłabym się z Wami podzielić. Jakaż szkoda… No trudno, kolejny raz trzeba będzie upiec i zjeść ciasto bananowe – smuteczek – nie sądzę. :P. Jeśli jednak na myśl o bananowym wypieku język ucieka Wam do czterech liter, to jest też na blogu przepis i na ciasto bananowe z czekoladą w wersji z wiórkami kokosowymi, o tu.
Wracając jednak do tego mocno czekoladowego ciasta. No ma czekoladową moc. Warto zapamiętać, że ciasto najlepiej smakuje pałaszowane jeszcze ciepłe, kiedy to dodane do środka kawałki czekolady są przyjemnie ciepłe i miękkie, smakują i pachną obłędnie, nadają ciastu fragmentami delikatnie płynnej konsystencji – doby Panie… Polecam jeść je przy użyciu widelczyka, bo inaczej palce trzeba będzie oblizywać, a przy odrobinie nieuwagi okolice ust także wysmarujecie tą ciepłą czekoladą. Ja wyglądałam jak zagrodowy prosiaczek, tyle tylko, że utytłany w czekoladzie…
Ciasto, nie dość, że jest intensywnie czekoladowe, to po wypieczeniu ma mega przyjemnie chrupiącą skórkę, co w połączeniu z płynnymi kawałkami czekolady daje fenomenalne odczucie – ciasto ma różne formy – płynną, kruchą, a też trochę mokro-zwartą, gliniastą, ale w dobrym znaczeniu. Mieszkanie pachniało obłędnie czekoladą, jeszcze zanim ciasto zaczęło się piec. Wcześniej przecież rozpuszczałam czekoladę z masłem.
Przyznam, że jestem przyjemnie zaskoczona ciemną czekoladą Magnetic z „owada”. Ta z 64% zawartością masy kakaowej ma przyzwoity skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgator: lecytyny z soi oraz ekstrakt z wanilii (więcej o tym, co czekolada powinna mieć, a czego nie, pisałam w tym wpisie), a i smakuje bardzo przyzwoicie. Nie jest też przeperfumowana wanilią, czego w czekoladach, szczególnie ciemnych, wręcz nie znoszę. Bez ściemy, sięgam po nią z przyjemnością – choć nie jestem regularnym klientem Biedronki – to zdarza się, że po tę czekoladę, wybieram się tam specjalnie.
Mogę więc ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że moje mocno czekoladowe ciasto, w kategorii prostych ciast czekoladowych, jest wypiekiem spełniającym moje czekoladowe marzenia – ostatnich tygodni. W palach mam jeszcze orzechowo-czekoladowe połączenia, ale powoli. Jedno z takich połączeń jest już dostępne na blogu – w tym poście – torta Caprese, a na kolejne trzeba będzie poczekać.
Dobre rady
- Ciasto jest z typu gęste i ciężkie.
- Dlatego masa przed dodaniem białek będzie bardzo zwarta.
- Warto białka ubić osobno, dzięki temu ciasto będzie bardziej napowietrzone, mniej gliniaste.
- Jeśli nie zależy Wam na bardziej puszystym cieście, możecie pominąć ucieranie żółtek z cukrem, a później białek. Wystarczy na samym początku utrzeć całe jajka z cukrem na puszystą masę – kolejne etapy bez zmian.
- Ciasto można wyjąć z piekarnika po 35 minutach pieczenia, ale uzyskamy efekt leżący – (to nawet trafne słowo w określeniu tego co może się wydarzyć) między zakalcem a sufletem. Środek ciasta może się lekko zapaść. Jeśli nie chcemy mocno wilgotnego ciasta, to pozwalamy mu piec się do „suchego patyczka”, który wtykamy w środek ciasta.
- Ja wybrałam wersję bardziej wypieczoną – piekłam około 45 minut.
- Ciasto po wystygnięciu przechowuję w szczelnym pojemniku, by nie traciło wilgoci.
Szczegóły na formę o średnicy 23 cm
10-12 kawałków
20 minut
35-45 minut
Składniki
330 g gorzkiej czekolady – 64% zawartości kakao (250 g czekolady do rozpuszczenia z masłem, 80 g kroję w kostkę i dodaję do ciasta)
4 jajka w temperaturze pokojowej (osobno żółtka i białka)
160 g cukru (ja niezmiennie używam trzcinowego Demerara)
180 g masła pokrojonego na małe kawałki
180 g mąki pszennej + około łyżka do oprószenia formy
2 łyżeczki proszku do pieczenia
skórka otarta z dwóch pomarańczy (dokładnie umytych pomarańczy)
- Dodatkowo
1 łyżka cukru pudru lub kakao do oprószenia ciasta po wypieczeniu i ostygnięciu
Przygotowanie
- Piekarnik nagrzewam do 160°C. Okrągłą formę smaruję delikatnie masłem i oprószam mąką.
- 80 g czekolady kroję w kostkę – jedną regularną kostkę czekolady kroję na ćwiartki – taką miarę stosuję. Kawałki dla mnie idealne, bo dobrze wyczuwalne w cieście.
- W niedużym rondlu (pojemność około 1 l) roztapiam masło i czekoladę. Aby nie zagotować masy, kuchenkę włączam na najniższe obroty. W trakcie roztapiania się składników, raz na jakiś czas mieszam je, tak by nic nie przywarło do dna i ciepło rozprowadzało się równomiernie. Kiedy czekolada i masło roztopią się, zestawiam rondel z palnika i studzę jego zawartość, która po wystudzeniu ma nadal być płynna, tyle że letnia.
- W czasie, kiedy masło i czekolada robią co powinny w rondlu, ja przygotowuję kolejne składniki. W mikserze z mieszadłem typu trzepaczka, ucieram żółtka z cukrem na puszystą masę, do której dodaję letnią, rozpuszczoną czekoladę z masłem. Roztopioną czekoladę z masłem wlewam nie wyłączając miksera, redukuję jedynie moc mieszania do niskiej, by dolewany płyn nie rozchlapał się poza miskę. Po wmieszaniu czekolady z masłem do misy dodaję mąkę, proszek do pieczenia i skórkę otartą z pomarańczy. Trzepaczkę zamieniam na płaskie mieszadło i łączę składniki ze sobą.
W osobnej misie ubijam białka na sztywną pianę, którą stopniowo dodaję do powstałej czekoladowej masy. Białka mieszam z ciastem używając płaskiego mieszadła. Ciasto jest na tyle gęste, że ręcznie byłoby to zbyt skomplikowane i z większą szkodą dla białek. Pod koniec dodawania białek dorzucam pokrojoną w kostkę czekoladę i całość raz jeszcze dokładnie, acz delikatnie, mieszam. - Przygotowane ciasto przekładam do formy i wstawiam do nagrzanego piekarnika. Piekę 35 minut, po których sprawdzam długą wykałaczką, czy ciasto dobrze się wypiekło – szczególnie na środku. Jeśli wyjęta wykałaczka ma na sobie lepkie fragmenty ciasta piekę kolejne 5 lub 10 minut. Środek ciasta powinien być zapieczony. Jeśli po pierwszych, dodanych, 5 minutach środek nadal jest zbyt mokry, dodaję kolejne 5 minut, po których ciasto powinno być idealne. Otwieram piekarnik na oścież i pozwalam ciastu spokojnie ostygnąć. Po około 10 minutach wyjmuję je zarówno z piekarnika, jak i z formy i przekładam na paterę na ciasta i delikatnie oprószam wybranym składnikiem. Pałaszuję jeszcze ciepłe, wtedy dodane kawałki czekolady są idealnie ciepłe i miękkie.