Gdyby nie pesto z suszonych pomidorów i ricotty, post ten poświęcony zostałby pewnie innemu serkowi z ricottą w roli głównej. Pierwszy, jaki mam tu na myśli, powstał całkiem niedawno, a przepis na niego znajduje się w tym miejscu. Jednak, przez częściowe zaangażowanie ostatnich zasobów sera do przygotowania pesto, którym okrasiłam makaron bucatini, pomysł na ciasto musiałam zrewidować do pozostałych pod nie ilości – 300 pozostałych gramów, które wykorzystałam najlepiej jak mogłam, czyli na bochenek czekoladowy z ricottą.
Ricotta to jeden z moich ulubionych produktów spożywczych o całkiem szerokim spektrum zastosowania – z jej udziałem przygotować można zarówno słodkości, jak i wytrawne potrawy. O jej skromnej dostępności w Polsce zdążyłam już wspomnieć kilkakrotnie, toteż nie będę temu, smutnemu dla mnie, tematowi poświęcać więcej uwagi. Kiedy tylko ricotta pojawia się na sklepowych lodówkowych półkach, najczęściej w Biedronce, zwykle kupuję jej nieco więcej – zważając na datę przydatności produktu do spożycia – i w tym czasie dogadzam sobie najróżniejszymi smakołykami z jej właśnie udziałem.
Nie inaczej było tym razem, kiedy z początkiem września zaopatrzyłam się w 1,5 kg sera, które sukcesywnie wykorzystywałam, raz do przygotowania wspomnianego już pesto, innym razem tarty pomarańczowej z ricottą – ta inspirowana była wypiekiem o nazwie Crostata di ricotta e visciole, czyli tarta z ricottą i wiśniami, z rzymskiej cukierni Pasticceria Boccione, zlokalizowanej w dawnym gettcie rzydowskim w centrum Rzymu. Ostatni zaś, zrealizował się bochenek czekoladowy. Bochenek, który jak większość wypieków z udziałem ricotty, okazał się być trwale wilgotny, a do tego przyjemnie aromatyczny – to dzięki dobrej jakości ciemnej czekoladzie. Aromat, jaki unosił się w domu w czasie, kiedy ciasto było jeszcze w piekarniku, był obezwładniający dla zmysłów. Zapach, jaki wydobywa się z zapiekanego kakao, cukru trzcinowego i pozostałych składników tworzących ciasto jest tak bogaty, że trudno cierpliwie czekac końca pieczenia.
Jeszcze ciepły, bochenek czekoladowy z ricottą został pokrojony na kawałki, spiesznie sfotografowany i spałaszowany do połowy ledwie w kwadrans. Smak ciasta i rozpływającej się w ustach ciepłej czekolady to jedno z przyjemniejszych doznać, jakie można było zafundować sobie z końcem deszczowego i ponurego września.
Dobre rady
- Ricotta
- Więcej o tym produkcie, serze, do przeczytania w tym poście.
- Przed dodaniem ricotty do ciasta, należy odcedzić ją na drobnym sitku z nadmiaru serwatki.
- Opanowanie wypieków z jej udziałem zabrało mi trochę czasu i dołożyło kolejnej cegiełki do trenowania cierpliwości i niepoddawania się.
- Ricotta jest serem wilgotnym, a zatem ciężkim – nie odparowuje w wypieku tak łatwo, jak suchy ser – przez ciężar spowodowany większą ilością tłuszczu – przeciętny półtłusty twaróg zawiera 4 g tłuszczu w 100 g produktu, podczas gdy ricotta zawiera go 7 g, czyli prawie 2 razy więcej.
- Trzcinowy cukier można zastąpić białym. Ja natomiast uwielbiam zapach nierafinowanego trzcinowego cukru (melasy), który moim zdaniem, także wpływa na ostateczny smak i aromat ciasta.
- Czekolada
- To istotny składnik nie tylko tego wypieku. To produkt, który łatwo oszukać, dlatego warto czytać etykiety i zawarte na opakowaniu informacje. Więcej o tym, jak wybierać czekoladę, napisałam przy okazji tego wpisu.
- Poza powyższym, dodam, że je użyłam ciemnej czekolady Magnetic 64% (z Biedronki), ponieważ skład ma dobry (miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgator: lecytyny z soi, ekstrakt z wanilii) i nie jest niepotrzebnie, dodatkowo aromatyzowana – poza ekstraktem z wanilii.
- Ja uwielbiam czekoladowe kawałki w cieście, które jeszcze ciepłe i miękkie po wypieczeniu wyglądają obłędnie, jednak po ostygnięciu ich czar nieco pryska. Mnie to nie przeszkadza i nie zaburza wg mnie estetyki wypieku, a podkreśla jego naturalny, domowy charakter.
- Jeśli jednak wolicie drobniejsze kawałki czekolady w cieście, od moich sporych kosteczek, możecie posiłkować się dropsami/groszkami czekoladowymi. Te zwykle dostępne są przy okazji świątecznej oferty w Lidlu. Wtedy, zwykle, zaopatruję się w kilka paczek – zapas około półroczny – i folguję sobie z ich udziałem w wypiekach, póki się nie skończą. Kiedy nie mam ich w składziku, posiłkuję się czekoladą, którą, jak w tym przypadku, ciacham na mniejsze kawałki i dodaję do wypieków. Zaopatrzenie w tak drobne rzeczy zwykle robię hurtowo i staram się, by zakupy te były robione możliwie lokalnie. Zatem, kiedy nie mam potrzebnego produktu (łatwo zastępowalnego) pod ręką, nie udaję się z dzikością w sercu na polowanie po mieście, w celu jego znalezienia oraz nie kupuję go przez Internet. Bywa, że lista takich produktów wydłuża się, wtedy wybieram się na większe, przemyślane zakupy. To taki mały ukłon dla świata i spory dla mnie i mojego czasu, który, po zakończonej pracy, zdecydowanie wolę pożytkować na sport i aktywność fizyczną.
- Jeśli zależy Wam na estetycznym czekoladowym efekcie, nie polecam używać płatków czekoladowych, które podczas pieczenia zwykle, w większości, roztapiają się i nikną w cieście.
- Karob – znany także pod nazwą szarańczyn strąkowy, drzewo karobowe czy drzewo chleba świętojańskiego; to zimozielona roślina, a dokładniej drzewo, należące do rodziny bobowatych. Drzewo to rośnie dziko, ale jest także uprawiane – najczęściej w regionie śródziemnomorskim – skąd ja przywiozłam swój proszek, czyli z Chorwacji. Cechą charakterystyczną karobu jest jego zbliżony do kakao smak. Najpopularniejsze w powszechnym wykorzystaniu są jego owoce – duże strąki w skórzastej okrywie – do 20 cm długości i 2 cm szerokości, o miąższu brązowym i dość miękkim. Owoce karobu zawierają do 50% cukrów, toteż przyprawa jest wyczuwalnie słodka w smaku nawet na surowo. Z owoców karobu wyciskany jest sok o nazwie kaftan, który używany jest jako syrop (także stosowany jako słodzik, zamiennik cukru) oraz jako dodatek do wyrobu napojów alkoholowych. Zmielone i wypalone nasiona stanowią zaś namiastkę bezkofeinowej kawy. Z nasion karobu pozyskuje się gumę karobową, znaną także jako mączka chleba świętojańskiego, która w przemyśle spożywczym wykorzystywana jest jako substancja zagęszczająca, oznaczana symbolem E410.
- Jeśli chodzi o podobieństwo do kakao – przyznam, że nie odnajduję, ani smakowo ani aromatycznie. Dla mnie karob, poza przyjemną słodyczą, przepięknie pachnie rumem, a nawet przypomina mi zapach znanych w Polsce cukierków – Trufle Odrzańskie. Skoro więc trufle są cukierkami czekoladowymi, to pachnący rumem karob, w kakaowym cieście powinien odnaleźć się doskonale, i tak też się dzieje.
- Olej w miejsce masła ma szansę się sprawdzić. Olej potrafi rozwarstwiać składniki, jeśli niewłaściwie wmieszany. Ale jeśli wszystkie składniki są tej samej temperatury, olej współpracuje.
- Ja zdecydowałam się na zamianę masła na olej, przez wzgląd na szybujące ceny tego pierwszego – przyznam, że planowanie wypieków z udziałem masła ograniczam do bezwzględnego minimum, a gdzie mogę substytuuję go olejem lub oliwą i nie ma w tym nic złego, tak z cukierniczego, jak praktycznego punktu widzenia.
Szczegóły na bochenek o wymiarach 11×23 cm
10-12 kawałków
15 minut
55-65 minut
Składniki
250 g mąki pszennej typ 405 lub 450
3 jajka w temperaturze pokojowej
150 g cukru trzcinowego
70 g płynnego miodu wielokwiatowego
300 g ricotty
50 g oleju roślinnego lub oliwy
15 g proszku do pieczenia
3 g suszonej skórki pomarańczowej lub skórka otarta z 1 bio pomarańczy
1 g karobu
1 łyżeczka naturalnego ekstraktu pomarańczowego lub 1 łyżka (15 g) Amaretto
150 g ciemnej, deserowej czekolady posiekanej drobno – ja użyłam Magnetic o zawartości kakao 64%
Przygotowanie
- Foremkę smaruję olejem i oprószam mąką. Piekarnik nagrzewam do 180°C.
- Do miski przesypuję suche składniki: mąka, proszek do pieczenia i przyprawy.
Czekoladę kroję na drobne kawałki – każdą kostkę na 6 mniejszych prostokątów. 20 g posiekanej czekolady odkładam na bok – posłuży do wyłożenia na wierzch ciasta przed pieczeniem. - Do misy miksera wybijam jaja, dodaję cukier i miód. Jaja ucieram z cukrem i miodem na puszystą masę. Dodaję odsączoną na sitku z nadmiaru serwatki ricottę i dokładnie mieszam.
- Do masy dodaję sypkie produkty z miski, całość dokładnie mieszam, a na koniec płynnym strumieniem wlewam olej – całość raz jeszcze dokładnie mieszam – masa musi być jednorodna i gładka. Na koniec dodaję pokrojona czekoladę, którą łączę z ciastem przy użyciu silikonowej szpatułki.
- Ciasto wylewam do posmarowanej i oprószonej mąką foremki, wierch posypuję odłożoną i pokrojoną czekoladą, ciasto wstawiam do nagrzanego do 180°C piekarnika, piekę przez 65 minut lub do suchego patyczka.
Po 55 minutach sprawdzam wykałaczką stopień wypieczenia ciasta, jeśli jeszcze klei się do wykałaczki kontynuuje pieczenie, kolejno dodając 5 minut.

Produkty






Przygotowanie







Upieczone






