Przedpołudniowa kawa z ciastem to jeden z najbardziej lubianych przeze mnie umilaczy dnia. Kawę pijam dla przyjemności, jedną maksymalnie dwie dziennie. Uwielbiam jej aromat w każdej postaci, począwszy od tego zaraz po otwarciu opakowania z ziarnami, a w zasadzie powinnam uwzględnić także zapach, jaki wydobywa się z otwartego pudełka z przesyłką, przez woń mielonych w młynku ziaren do aromatu unoszącego się znad filiżanki. Czasem, nawet zanurzam nos w słoiku, w którym przechowuję zmieloną kawę, by sprawić sobie przyjemność jednym z ulubionych aromatów. Kawa to moja słabość. Długo szukałam swojego ulubionego smaku i aromatu, oba muszą być pełne i wyraźne, bez cienia kwasowości czy goryczy. Lubię, gdy gdzieniegdzie przesmykuje się kwiatowy bukiet (bo kwiaty w naturze uwielbiam szaleńczo), ale to głęboki orzechowo-czekoladowy aromat kawy kradnie moje zmysły. Po latach eksperymentów okazało się, że robustę wolę nad arabikę i wszystkie kawy od tego czasu smakują mi znacznie lepiej, kiedy wiem, po co sięgnąć na półce – nie ważne, czy w sklepie stacjonarnym, czy internetowym. A skoro kawa pachnie i smakuje orzechowo-czekoladowo, to wiadomo, że puszyste ciasto orzechowe w roli kompana porannej kawy sprawdzi się anielsko.
Są miejsca na świecie, w których kawa smakuje wybornie, a z drugiej strony, nie ma miejsca jak dom, w którym kawa smakuje nie mniej, a może nawet najbardziej wyjątkowo. Kiedy myślę o kawie poza domem, pamięć przenosi mnie w najróżniejsze miejsca, w których miałam, często niepowtarzalną okazję, i ogromną przyjemność delektowania się nią. Pamiętam małe kawiarenki schowane gdzieś głęboko w pokrętnych uliczkach południa, bary przy plaży lub kawiarnie przy głównych deptakach małych miast, wspominam też statki i promy, strefy biznesowe na lotnisku, w których miałam okazję kilkukrotnie się rozgościć odbywając służbowe podróże. Każde wymienione miejsce pamiętam wyraźnie, tak samo jak filiżankę, z której piłam, a czasem nawet, z której rozkoszowałam się kawą – nie każda pita przeze mnie kawa była doskonała ;). Pamiętam ciastko, ciasto czy deser, które w jej towarzystwie jadłam, rozmowy, czy czasem krótsze wymiany spostrzeżeń z baristą, a nawet z podróżnym siedzącym przy stoliku obok. Jeśli poza domem, kawę najbardziej lubię popijać o poranku, siedząc w cieniu platanów, przez których grube liście to twarz, to ramię, muśnięte zostaje promieniami jeszcze delikatnego, porannego Słońca, nieopodal plaży, nim turyści wyruszą przed siebie – szum fal, specyficzny zapach morskiej wody i rozgrzewającego wszystko wokół Słońca, gwar rozmów krajowców w nie zawsze do końca zrozumiałym mi języku – to jedna z najczystszych form przyjemności. W domu, poranna kawa to już od lat stała część dnia, bez której trudno mi odpalić się do pracy, a jeśli już zdecyduję się na kolejną, po porannej, to zawsze w towarzystwie ciasta, jak to – puszyste i orzechowe, oprószone cukrem pudrem i kakao – duet idealny na wydłużające się dni, zbliżające nas do wiosny!
Dobre rady
- Mąkę pszenną możecie zastąpić mąką kukurydzianą lub polentą, jak w tym przepisie, wtedy otrzymacie ciasto bezglutenowe.
- Dodając czy to mąkę kukurydzianą, czy polentę, otrzymacie wypiek bardziej kruchy, z biegiem dni (3-4) nawet nieco bardziej sypki – nie mniej smaczny.
- Dodając mąkę pszenną, ciasto będzie bardziej puszyste, sprężyste, a z biegiem dni (3-4) niewiele straci na jędrności. Dlatego mając wybór, ja wybieram mąkę pszenną.
- Jajka ogrzane do temperatury pokojowej nie rozwarstwiają utartego masła z cukrem, a ładnie się z nim łączą, w gładka i jednolitą masę. Jeśli zapomnimy wyjąć jajka wcześniej, można pomóc im ogrzać się, przy pomocy kąpieli wodnej, która w moim wykonaniu sprawdziła się niejednokrotnie, a przebiega następująco.
- Jajka (całe lub osobno żółtka i białka – w zależności od potrzeb) wybijam do miseczki o płaskim dnie, którą umieszczam w większej misce wypełnionej ciepłą, ale nie gorącą wodą – taką, do której mogę włożyć palec i nie odczuwać dyskomfortu. Ilość wody w misce powinna pozwolić na swobodne wstawienie w nią miski z jajkami, tak, by po podniesieniu się poziomu wody, nie wlała się ona do jajek. I tak, jak zostało już napisane, w misce z ciepłą wodą umieszczam miskę z jajkami i ogrzewam je przez kilka minut.
- Woda nie może być za ciepła, w innym wypadku jajka się zetną i będą nadawać się na jajecznicę. W tak przygotowanej kąpieli jajka ogrzewamy przez około 5-7 minut. Kiedy woda w większej misce zacznie stygnąć, zacznie także ostudzać nagrzane jajka. Ja zwykle sprawdzam temperaturę ogrzewanych jajek palcem. Jeśli nie są mocno zimne, a białko luźne, znaczy, że można działać dalej.
- Jajka (całe lub osobno żółtka i białka – w zależności od potrzeb) wybijam do miseczki o płaskim dnie, którą umieszczam w większej misce wypełnionej ciepłą, ale nie gorącą wodą – taką, do której mogę włożyć palec i nie odczuwać dyskomfortu. Ilość wody w misce powinna pozwolić na swobodne wstawienie w nią miski z jajkami, tak, by po podniesieniu się poziomu wody, nie wlała się ona do jajek. I tak, jak zostało już napisane, w misce z ciepłą wodą umieszczam miskę z jajkami i ogrzewam je przez kilka minut.
- Trzcinowy cukier można zastąpić białym. Ja natomiast uwielbiam zapach trzcinowego cukru (melasy), który moim zdaniem, także wpływa na ostateczny smak i aromat ciasta.
- Orzechy można zastosować dowolne. Ja najchętniej wykorzystuję laskowe i włoskie, które z czekoladą i kakao łączą się wybornie. Migdały wybieram do jaśniejszych ciast.
- Uprażone orzechy dodają ciastu więcej aromatu dlatego uważam, że warto poświęcić chwilę na ich przygotowanie. Prażenie można wykonać dwojako.
- Zmielić orzechy i na patelni, na średnim ogniu, podgrzewać je do czasu aż zaczną pięknie pachnieć i uroczo się rumienić – tu należy pamiętać, że w trakcie prażenia na patelni orzechy należy co chwilę przemieszać, by się nie spaliły.
- Druga metoda jest taka, że obrane z łupin orzechy wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 170°C na około 10 minut. W tym czasie powinny nabrać koloru – tu także rozpoznamy uprażenie po wydobywającym się aromacie, jak i złotym pięknym kolorze. Orzechy prażone w piekarniku, dla pełnego bezpieczeństwa także polecam kilkakrotnie przemieszać, by nie przypaliły się jednostronnie.
- Uprażone orzechy dodają ciastu więcej aromatu dlatego uważam, że warto poświęcić chwilę na ich przygotowanie. Prażenie można wykonać dwojako.
- Ciasto oprószam cukrem pudrem i kakao dopiero na talerzyku. Przez wzgląd, że ciasto jest dość wilgotne, oprószone po całości szybko wchłonęłoby posypkę.
Szczegóły na formę 23 cm
12-15 kawałków
20 minut
50-60 minut
Składniki
- Ciasto
180 g miękkiego masła
200 g cukru trzcinowego
4 jajka w temperaturze pokojowej (osobno białka i żółtka)
1 łyżka miodu
160 g mąki pszennej typ 450 (zamiennie z kukurydzianą lub polentą)
200 g prażonych, mielonych orzechów lub gotowej mąki orzechowej (ja używałam włoskich)
15 g proszku do pieczenia
15 g ciemnego kakao
100 ml letniego mleka
szczypta soli
- Dodatkowo
łyżka cukru pudru
łyżeczka kakao
½ łyżki mąki i odrobina masła do wysmarowania i oprószenia formy
kilka orzechów do wyłożenia na wierzch przed pieczeniem
Przygotowanie
- Spód formy wykładam papierem do pieczenia, boki smaruję niewielką ilością masła i oprószam mąką. Piekarnik nagrzewam do 170°C.
- Masło ucieram z cukrem i żółtkami na puszystą masę, dodaję uprażone, mielone orzechy, mąkę, kakao, miód i proszek do pieczenia. Całość dokładnie mieszam, dodając stopniowo letnie mleko. W osobnej misce, białka ze szczyptą ubijam na sztywną pianę. Ubite białka dodaję do powstałej masy i dokładnie acz delikatnie mieszam używając do tego trzepaczki.
- Gotowe ciasto przelewam do formy, na wierzchu układam orzechy i wstawiam do nagrzanego piekarnika na środkową półkę. Piekę przez 50-60 minut – do suchego patyczka. Po wypieczeniu ciasto wyjmuje z piekarnika, a przez zdjęciem obręczy studzę.
- Podaję wystudzone, oprószone mieszanką cukru pudru i kakao.







