Lato od zawsze zachwyca mnie obfitością świeżych warzyw i owoców. Kiedy tylko mam możliwość, z przyjemnością obserwuję i doglądam, jak rosną owoce, którymi niedługo później przyjdzie się nam karmić. Ostatnio oddawałam się przyjemności przyglądania się cukiniom, pomidorom, ogórkom, a także jabłkom i gruszkom. Ba!, były też porzeczki w obu kolorach, borówki i maliny, a nawet agrest. W tym roku postanowiłam nie przegapić ich wzrostu i uwieczniłam je na kilku zdjęciach – w końcu to także jedzenie czy pożywienie, tylko jeszcze nie przetworzone przez moje ręce. Dlatego zanim podzielę się z Wami przepisem na fusilli, które otulą podduszone pomidory ze świeżuchną bazylią, w których skąpie się miękka i soczysta burrata, podzielę się z Wami kilkoma letnimi, mam nadzieję lekkostrawnymi, dygresjami ;).
W miejscu, w którym byłam, udało mi się wynegocjować kilka kwiatów cukinii, które od lat marzyło mi się nabyć, a później faszerować i smażyć. Kwiaty cukinii niestety to mało dostępny produkt do nabycia w naszym kraju, ja przynajmniej w miejscach ogólnodostępnych nigdzie ich w sprzedaży nie widziałam – a wielka to szkoda. Niestety nie zdążyłam sfotografować tych nafaszerowanych i usmażonych delikatesów, były tak pyszne, że zniknęły z talerza w mniej niż mgnienie oka, a że było ich z 6 sztuk, to nie było to trudne zadanie. Te kwiaty są tak pięknie żółte w kolorze, a tak intensywne w połączeniu z zielonością liści, pod którymi się skrywają – natura jest niesamowitą artystką. Gdybym była malarką, utalentowaną, zmalowałabym z tej inspiracji jakąś piękna abstrakcję.
– Mówiąc o sztuce, ostatnio szalenie podobają mi się obrazy malowane przez Panią Katarzynę Laskowską. Szczególnie trafiają do mnie pozytywne i energetyzujące kolory i ta kropkowana metoda nakładania farb – dla mnie piękno.
W związku z tym, że nie mogę podzielić się tymi kolorami na łamach bloga, postanowiłam odtworzyć je pod trochę inną postacią – nie mniej urokliwą tak kolorystycznie, jak i smakowo. Od czasu przepisu na Parmigianę, doszły mnie słuchy, że kilkorgu z Was burrata posmakowała na tyle, że jesteście ciekawi kilku innych przepisów z jej udziałem. Właściwie od początku wiedziałam co chcę Wam pokazać, ale chciałam poczekać na czas świeżych, sezonowych warzyw, które wygrzewane w Słońcu smakują inaczej, zupełnie lepiej, niż w ciągu roku. Tak oto, jednym z przepisów jest pomysł na zakręcony makaron z pomidorami koktajlowymi i burratą, z dużą ilością świeżej bazylii, która teraz smakuje obłędnie, a jej słodkawy aromat tak cudnie łączy się z pomidorami, że w tym roku, jest to jedno z moich najulubieńszych smakowych połączeń.
Pomidory koktajlowe, najlepiej wielokolorowe, oddają podobieństwo zarówno do owoców, jak i kwiatów cukinii, nie mam na myśli tylko zielonej, a także i przede wszystkim jej żółtą odmianę. W połączeniu z intensywną zielenią świeżej bazylii, tworzą prawie perfekcyjne odwzorowanie kolorystyczne, tego co objawiło się moim oczom, fotografując krzaki cukinii. Jak dla mnie, miłośniczki makaronów, nie było innej opcji niż podanie tego dania z makaronem właśnie. Wybór był trudny, bo między linguine a fusilli. Stanęło na świderkach – fusilli właśnie, ponieważ linguine jedliśmy kilka dni wcześniej z innym sosem. Fusilli zaś doskonale sprawdziły się w roli kolekcjonerów powstałego z pomidorów i burraty sosu, który och, jakże wspaniale chował się w zakamarkach ich poskręcanej formy.
Makaron nadal używam ten z Kauflandu, do kupienia pod ich marką własną K Classic. O tych makaronach wspominałam przy okazji tego wpisu. Choć zwykle od jesieni do wiosny makarony robię sama, to w upalne lato korzystam z godnych uwagi gotowych produktów tego typu, a te makarony polecam z czystą przyjemnością, tym bardziej, że produkowane są w swojej włoskiej ojczyźnie. A jeśli o włoskich produktach mowa, w składnikach wymieniam także pesto z Kauflandu marki K Classic, o którym więcej napisałam w nadchodzącym poście.
Burratę, tym razem także, postanowiłam spróbować z tego samego miejsca – Kaufland, ponieważ skusił mnie napis na etykiecie (front, a tył potwierdza), wskazujący, że ta konkretna pochodzi ze swojej ojczyzny – czyli Puglii. Bazylia natomiast wdzięczyła się swoją wielkością i obfitością z daleka, że nie mogłam się jej oprzeć i wróciła z nami do domu. Poza kilkoma wersjami ogrodowymi, które były znacznie większe od tej, nie widziałam na sklepowych półkach tak pokaźnej i soczystej bazylii, zatem pokusa była ogromna, tym bardziej, że wszystkie jej roślinki znikają w naszym domu w zawrotnej prędkości.
Mam nadzieję, że to proste, a jakże smaczne (dla nas na pewno) danie, przypadnie i Wam do gustu, szczególnie, że gościnnie wystąpiła w nim Wasz nowo ulubiona burrata. PS – jeśli nie macie odwagi dać jej szansy, możecie zastąpić ją startym Parmezanem lub Graną Padano w ilości ok 70-100 g.
Dobre rady
- Danie ma być rześkie: pomidory lekko podduszone, a blisko środka prawie świeże – surowe. Sos z pomidorów powinien stworzyć się w czasie, do kiedy będziemy przekładać makaron, czyli w około 7-8 minut. Dlatego przed rozpoczęciem gotowania makaronu, wszystkie składniki powinniśmy mieć przygotowane do użycia.
- Makaron gotuję ok. 3-4 minuty krócej niż sugeruje opakowanie, ponieważ będzie wrzucany prosto na gorące pomidory celem wchłonięcia powstałego sosu z ich soków, z którego wchłonie sporo wilgoci i dogotuje się.
- Wody nie wylewam – będę nią rozcieńczać sos.
- Cebulę z czosnkiem dodaję w niewielkiej ilości, by nie zdominowała cudownego smaku pomidorów, a jedynie je komplementowały.
- Chili także występuje w tym daniu w niewielkiej ilości, tak by podkręciło subtelnie smak pomidorów.
- Ja dodałam łyżkę zielonego pesto alla Genovese, w którym się ostatnio rozkochałam i próbuję go w kilku różnych przepisach – póki co sprawdza się doskonale. Jeśli jednak nie macie na nie ochoty, możecie je pominąć. Choć byłoby szkoda. Zatem jeśli macie je w domu, spróbujcie dodać je do jednej z porcji i przekonajcie się sami, jak danie smakuje z jego udziałem.
- Chili zawsze dodaję na samym początku podsmażania, by uwolniło swą ostrość. Chili świeże, jak i w płatkach duszone czy gotowane uwolni, poza ostrością, także cierpkość i gorycz, dlatego należy je dodawać od początku na gorący tłuszcz.
Szczegóły
4
ok. 30 minut
Składniki
350 g makaronu fusilli (w mnie tym razem produkt z Kauflandu marki K Favourites)
850 g pomidorów koktajlowych – najlepiej wielokolorowych
120 g burraty (odsączonej z zalewy)
¼ białej cebuli lub ½ szalotki
2 małe ząbki czosnku
oliwa
0,5 cm kawałek świeżej chili posiekanej drobno lub 2 szczypty płatków chili
pieprz
sól
pęczek bazylii (6-8 dużych łodyg obranych z liści i opłukanych pod zimną wodą)
opcjonalnie 1 łyżka zielonego pesto alla Genovese (ja użyłam produktu z Kauflandu marki K Classic)
Przygotowanie
- Obraną cebulę i czosnek umieszczam w malakserze i siekam drobno. Jeśli używam świeżego chili, to ten mały kawałek także wrzucam do malaksera.
2/3 pomidorów przekrawam na pół, a 1/3 zostawiam w całości.
Łodygi bazylii opłukuję zimną wodą i obieram z liści.
Burratę odsączam z zalewy i przekładam na talerz. Kroję lub rwę na mniejsze kawałki. - Makaron wrzucam na gotująca się i osoloną 3 łyżkami soli morskiej gruboziarnistej wodę – gotuję przez około 7-8 minut.
- W trakcie, kiedy makaron się gotuje, na rozgrzaną dużą patelnię (moja ma 28 cm) wlewam oliwę – tak by pokryła całe dno, dodaję posiekaną cebulę z czosnkiem i chili – podsmażam na średniowysokim ogniu aż cebula ładnie się zeszkli. Wtedy dodaję przygotowanie pomidory, z całym sokiem, który zdążył z nich wypłynąć – podsmażam, a właściwie duszę na zredukowanym do połowy ogniu przez kilka minut, aż sok z pomidorów zacznie lekko na patelni gęstnieć, dodaję 2/3 całych liści bazylii i pieprz, mieszam.
- Przy użyciu łyżki cedzakowej, prosto z garnka, w którym właśnie się gotował, przekładam ugotowany już makaron, całość dokładnie mieszam i podlewam dwiema chochlami wody, która została po gotowaniu makaronu. Całość trzymam na kuchence przez 2-3 minuty, by makaron nabrał smaków i aromatów z patelni.
- Danie zdejmuję z kuchenki, stawiam na drewnianej desce na stole, dodaję porwaną burratę, pesto i pozostałe liście bazylii, skrapiam łyżką oliwy, mieszam dokładnie i podaję.