Włoskie ratatouille

Włoskie ratatouille

Jest lato, więc trudno mi silić się na „porządne” gotowanie, bo jakoś apetyt nie dopisuje nam w tym upalnym i wilgotnym, wręcz tropikalnym czasie, na bardziej wartościowe, a tym bardziej mięsne dania. Aktualnie maksymalnie gotuję sezonowo i często wykorzystuję „resztki”, które zostały mi po wcześniejszych obiadach. Dostatek świeżych warzyw i owoców sprawia, że nie mogę przejść obok nich obojętnie, więc goszczą na naszych talerzach w najróżniejszych i czasem najdziwniejszych kombinacjach.  Tak się szczęśliwie składa, że po ostatnim wypadzie za miasto zostałam obdarowana dwiema dorodnymi – ponad kilogramowymi – cukiniami, więc musiałam stworzyć z nich, a właściwie zaplanować, kilka dań. W tym czasie w domowym wiklinowym koszu na warzywa odczuwalny jest zdecydowany dobrobyt w postaci różnorakich pomidorów, cukinii i bakłażanów, z którego nie mogło powstać nic lepszego jak ukochane ratatouille, ale nie typowe, bo włoskie – z udziałem burraty i mozzarelli, a także zielonego pesto.

Kiedy jesienią ratatouille przygotowuję zwykle w postaci gulaszu z drobno pokrojonych warzyw (także forma zgodna ze sztuką i recepturą francuską), które najpierw podsmażam, a później zapiekam, tak tym razem zamarzyło mi się danie rodem z bajki, o tym samym tytule, pięknie poplasterkowane, wyłożone w naczyniu i zapieczone. W tym miejscu powinnam dodać ważną dygresję – moja cierpliwość, w kwestii wykonania tego dania, wystawiona była na wieloletnią próbę. Czemuż? Zwykle brakowało mi czasu na idealne pokrojenie warzyw, a już na pewno brakowało mi do tego cierpliwości :P. Zatem, przy tej nadarzającej się okazji, postanowiłam marzenia spełnić, przy pomocy męża, który w krojeniu sprawdza się jak nikt inny. Spokojnie mógłby pracować na kuchni jako Najlepszy na świecie krojący. Żeby była jasność – sam się rwie do takich prac. Kiedyś, na dowód Jego krajalniczej doskonałości, pokarzę Wam warzywa pokrojone na sałatkę w wiejskim stylu – jeśli za to przyznawane byłyby gwiazdki Michelin, On miałby ich całe rzędy. Jeśli natomiast nie macie takiego wsparcia, polecam skorzystać z krajalnicy do chleba – ustawcie krojenie na dość cienkie plastry i sprawa okaże się tak prosta, jak rozprowadzanie mięciutkiego masełka po świeżo wypieczonym, ciepłym chlebku, albo bułce maślanej – sama już nie mam pewności ;).

Wracając jednak do ratatouille. Wzięłam sobie do serca prośby płynące drogą pantoflową 😉 o przepisy na dania z burratą, zatem nie mogłam znaleźć lepszego jej zastosowania. Na samych warzywach nie bylibyśmy w stanie przeżyć zbyt długo, toteż białko w postaci nabiału chętnie przyswajamy. A cóż lepiej może smakować z pieczonymi warzywami, jak testowana już w Parmigianie burrata, czy znana z wielu innych zapiekanek mięsno-warzywnych, jak lasagne, mozzarella. Te dwie, warzywa ułożone w kolorowy ślimak, a do tego zielone pesto alla Genovese, które ostatnio skradło moje serce i trudno mi się z nim rozstać. Nie było wyjścia i mimo upału trzeba było odpalić piekarnik na 200°C i przez 30 minut, w trakcie których danie się przygotowywało do premiery, postarać się nie wyjść z siebie i nie stanąć obok. Skoro publikuję tego posta, to znaczy, że poświęcenie się udało, a i mózg mi się nie zagotował – choć odnoszę wrażenie, że przez te upały cierpi moja elokwencja :D, zatem wnioskuję, że pewne zwoje mogły się jednak przepalić.

Pamiętajcie, żeby nie zapiec tych cudownych, świeżych warzyw na śmierć. Piekarnik to nie krematorium. Warzywa mają jedynie dostać trochę temperatury, a ser wraz z nimi zarumienić. Po podaniu mają być jeszcze lekko twarde, przyjemnie sprężyste – dlatego używam termoobiegu – by ich nie uparować. Nie mogę nie wspomnieć o sosie, który powstanie w wyniku ujścia soków z warzyw, sera i pesto. Szykujcie świeży chlebuś, by móc spić te cudowne smaki przy jego pomocy. – My wiosłowaliśmy go łyżką, jak zupę – był tak wyśmienity.

W kwestii pesto słów kilka – aktualnie używam dwóch. Wspomniane już wcześniej pesto marki własnej Kaufland – K Classic szanuję za dobry skład. Zgodnie z informacjami zawartymi na etykiecie, zostało ono wyprodukowane z wykorzystaniem oryginalnych serów oznaczonych ChNP, jak Grana Padano (6%) (), czy Pecorino Romano (2%), a także, oliwy (23%), oleju słonecznikowego (19%), orzechów nerkowca (10%) i pinii – sosnowych (2%) i bazylii, która stanowi 37% produktu, a także soli, kwasu mlekowego i czosnku. Produkt liczy 190 g i kosztuje około 5 zł. Sami przyznacie – skład bardzo dobry, a i cena niczego sobie.

Drugim pesto, którego używam, jest przywiezione przeze mnie z Chorwacji, ale także dostępne w Polsce, marki Ponti, wyprodukowane we Włoszech, sprzedawane w słoiczku o masie produktu równej 135 g. Zgodnie z deklaracją producenta widniejącą na opakowaniu, w jego składzie występują takie produkty jak: olej słonecznikowy (ilość nie wskazana), bazylia (28%), płatki ziemniaczane (ilość nie wskazana; te służą jako zagęstnik), ser Grana Padano ChNP (4%), orzechy nerkowca (ilość nie wskazana), sól, oliwa extra virgin (ilość nie wskazana), cukier, orzeszki piniowe (1%), ser Pecorino Romano ChNP (0,8%), kwas mlekowy, białka mleka i czosnek (0,4%). Spośród wielu innych dostępnych na naszym rynku, to Ponti jest jednym z lepszych, w kwestii składu oczywiście, do kupienia za około 11 zł. Godne uwagi jest także pesto firmy Monini, o którym postaram się napisać więcej przy innej okazji.

Ja, póki co używam produktu z Kauflandu i przez wzgląd na najlepszy skład, jaki przyszło mi do tej pory zweryfikować, nie planuję zamieniać go na żaden inny, poza wymienionymi wcześniej. Oczywiście, pesto także mogę przygotować sama, owszem, ale czasem miło jest skorzystać z dobrych i gotowych rozwiązań, szczególnie w upalne lato.

Dobre rady

  • Danie po wypieczeniu ma zachować świeżość i witalność. Warzywa powinny być sprężyste, a miejscami nawet mogą być jeszcze twardawe – wtedy danie smakuje najwyborniej. Bez obaw – zatrucie nie grozi ;), dzień płaskiego brzucha też nie, chyba, że z przejedzenia.
  • Do przygotowania dania potrzebna będzie ceramiczna forma do zapiekania, najlepiej taka do tarty – moja ma 32 cm średnicy i kupiłam ją tutaj.
  • Pokrojone w plasterki cukinie i bakłażany przekładam do dużej osobnej miski, solę 2 łyżeczkami soli i odstawiam na około 5-7 minut, by uszła z nich częściowo woda, a przy tym złapią lekko słony smak.

Szczegóły

Porcje

4-6

Przygotowanie

25 minut

Pieczenie

30 minut

Składniki

  • 2 duże pomidory – jeden czerwony (np. malinowy) jeden żółty

  • 300 g bakłażana

  • 2 ok. 400 g cukinie (żółta i zielona)

  • 125 g burraty

  • 200 g mozzarelli

  • 1,5 łyżki pesto alla Genovese

  • 3 łodygi świeżej bazylii

  • 1 łyżka oliwy

  • sól

  • pieprz

Przygotowanie

  • Wszystkie warzywa myję.
    Bakłażana i cukinie kroję w plastry o grubości ok. 0,5 cm przekładam do miski i zasypuje 2 łyżeczkami soli.
  • Mozarelle i pomidory kroję także w cienkie plastry. Pomidory przekładam na osobny talerz. Burratę odsączam z zalewy.
  • Osolone i odsączone z nadmiaru wody cukinie i bakłażan układam w kolorowe słupki – stosując naprzemienna metodę, dodaję także pomidory. Przygotowane słupki przekładam do przygotowanej formy i delikatnie rozkładam w pióropusz, między który przekładam gdzieniegdzie mozzarellę i bazylię.
  • Kiedy forma jest zapełniona warzywami, wykładam na nią poszarpana burratę. Całość doprawiam pesto, które delikatnie, przy użyciu zewnętrznej strony łyżki wcieram i rozprowadzam po warzywach i burracie. Przed zapiekaniem danie lekko skrapiam łyżką oliwy.
  • Wstawiam do nagrzanego do 200°C piekarnika i zapiekam przez około 30 minut, aż powstały warzywny sos zacznie do mnie zachęcająco mrugać, a warzywa i ser nabiorą subtelnych rumieńców.
Włoskie ratatouille